Dziennik produkcji gry "Coman Castaway" na C64 obcinek 11
Robotnik psychiczny Ged wita Was dziś na terenie kopalni odkrywczowej "Święty Spokój". W jej pokładach pomysłów zalegają tony materiałów dla mych gier. Wysokoenergetyczne bryły projektów wyjeżdżają po cichu, masowo i tanio w dół krainy mojego szkicownika, aby zaraz powrócić przez mój neuroserwis "Alegra!" za dziesięciokrotność ceny potu do mego umysłu, jako gotowe paliwo do przepalenia w twórczej elektrowni!
- Dam znać o stanie gdy będę w stanie.
Na pierwszym levliku zatykam wiechę (...nigdy nie widziałem dziurawej wiechy, ale mimo to ją zatkam!). Praca nad grafiką jedynki została zamknięta w jakichś 85%. Do zakończenia pracy nad pierwszym poziomem pozostało jeszcze sporo zadań, jednak zamierzam je Wam opisywać podzielone na kęsy, które będą atrakcyjnie i sensownie się prezentowały - jako dodatek do właściwych notatek z produkcji poziomu drugiego. Jak wiadomo człowiek wykonuje w swoim życiu całą masę roboty, która jest niezbędna ale dla postronnych niewidoczna (w przeciwieństwie do pracy polityków, których praca jest widoczna i zbędna). I taką teraz niewdzięczną robotę wykończeniową mam w pierwszym levelu.
- Flakkonik.
Nie pozwolę, aby moje hobby straciło ciśnienie w oponach, dlatego wykańczam teraz rzeczy, które nie są efektowne, ale trzeba je dokończyć by nie schodzić z jakością i nie wypluwać produkcji "po łebkach". Widziałem ostatnio koszmarny program na C64, którego autorzy dostali na Kickstarterze kilkanaście tysięcy funtów wsparcia - a sama aplikacja jest żałosną atrapą gry. Nie tędy droga. Mój łej to żmudne grzebalstwo w pixlach i poprawki, których na pozór prawie nie widać. Jak je zrobię dobrze to będzie jak z dobrymi efektami specjalnymi w filmach - te najlepsze są niezauważalne. A jeśli swoje poprawki sknocę to po odpaleniu (mejbi...) w przyszłości (haha...) gierki (raczej filmowej prezentacji) od razu podniesie się wrzawa i chór oburzonych graczy (widzów raczej) zakrzyknie (sepleniąc ze zgrozy)....."Co to jest? Co to jest? Co to jest? Co to jest?...-----To przecież ATARI!...Atari? Atari? Atari? Atari?....O kurce atari...WYŁĄCZ TO!!"
- Łańcuch wyczynowo sutkowy.
Każdy, kto miał nieprzyjemność pracować zawodowo (czyli większość Polaków minus kadra zarządzająca nadana z klucza) wie, że trzeba włożyć mnóstwo wysiłku i serca w cały ocean różnych procesów, z których nie zdaje sobie sprawy twój niekompetentny przełożony, żeby robota twoja i innych posuwała się naprzód. Wiadomo też, że o tej pracy nikt oprócz Ciebie nigdy się nie dowie, bo kolegów to nie obchodzi a szef nie zrozumie, bo jest na swoim stanowisku nie dlatego, że z niego wyczynowiec tylko dlatego, że podczepił się do właściwego cycka w strukturach decyzyjnych firmy. Ponadto jego też to zresztą nie obchodzi. Nie daj jednak Borze Liściasty żebyś coś zawalił! O tak! Twoje niedopatrzenie natychmiast i przez wszystkich zostanie zarówno zrozumiane jak i zauważone! Tak i tutaj mozolne przykrawanie i modyfikacje tekstur oraz malowanie dwóch obrazków statku i bazy musi potrwać bo praca twórcza to nie wyciskanie pasty do zębów z tubki. Na siłę się nie da.
- Nic się nie stanie jak robota stanie.
Każdy pracuje swoim własnym rytmem i sposobem. Jak mówiła wróżka z pewnego komiksu ze "Świata Młodych" - każdy człowiek ma WŁASNY "sposób na wszystko". Zawsze mnie irytowało porównywanie bezrefleksyjne jednych ludzi do drugich nie uwzględniając ani specyfiki zadania ani niepowtarzalności osoby zadanie to wykonującej. Każdy ma swoje słabe i mocne strony. Jedni są mocni w ciężkiej i pożytecznej pracy, ale słabi w kłamstwie i mataczeniu - mocną stroną zaś innych jest sprawne okradanie firmy, za to słabi są w niedoprowadzaniu jej do katastrofy. Jeśli chodzi natomiast o mój styl pracy, porównałbym go do sposobu w jaki działały stare mikroprocesory - czyli "pracy na przerwaniach". Zazwyczaj zajmuję sie kilkoma zadaniami na raz, przeskakując z jednego do następnego, aby nie znużyła mnie ciągła dłubanina przy tym samym przedsięwzięciu. W pracy twórczej trzeba zapewnić sobie regularne "odejście" od roboty aby nie tracić obiektywnej oceny rezultatów. Dlatego odsuwam jedną pracę i podejmuję kolejną, która zdążyła już przez kwadrans lub dłużej "ostygnąć", dzięki czemu radują w niej rzeczy dobrze narysowane, a zepsute "krzyczą" o swoich niedociągnięciach i protest ich słyszę dopiero teraz, dzięki oderwaniu się na chwilę od tematu. W ten sposób nie marnuję przerw tylko wykorzystuję na kolejne zadanie.
- Poziom powstanie i w krasie wstanie.
Dlatego też w tym obcinku zacząłem pracę nad drugim levlikiem z dwóch powodów: po pierwsze pozwoli mi to "od podstaw" przedstawić Wam mój warsztat pracy i sposób w jaki projektuję tą grę, rysuję grafiki i animuję sprajty oraz jakich programów używam, po drugie zaś praca nad dopięciem levlika pierwszego jest obecnie żmudna i efekty jej ukazywać się będą powoli. Nie byłoby to atrakcyjne dla Czytelnika, gdyby "Dziennik Produkcji" zamienił się w "Raport z obserwacji farby schnącej na ścianie". Zatem kiedy kolejne etapy pracy nad dopięciem jedynki będą zamykane - będę je tutaj prezentował. W tej chwili pracuję nad grafiką statku w skale, końcowej bazy i porządkowaniem kafelków grafiki tła. Całkiem osobnym zadaniem są sprajty i to w zasadzie nawet nie jest robota związana specyficznie z pierwszym poziomem tylko praca, która będzie przeze mnie wykonywana przez całą produkcję. To całkiem osobna bajka, a sprajty będą do wykorzystania nie tylko w jednym levelu lecz we wszystkich.
- Ciasto pieniąc.
Praca nad pierwszym levlikiem sprowadza się teraz do takiej konsumpcji ciastka, aby jednocześnie mieć ciastko i zjeść ciastko - jednocześnie bijąc pianę relacjonując Wam roboczogodziny. Czyli zadaniem jest upraszczanie robocze grafiki poprzez sprowadzanie jej do minimalnej ilości kafli, w taki jednak sposób, żeby estetyka poziomu nie ucierpiała na tym lub ewentualnie ucierpiała chwilowo. Taka robocza uproszczona wersja pozwoli mi następnie na ocenę ile kafli mogę użyć i jak zarządzać oszczędnościami na nich. Czyli muszę w grafice levlika klocek po klocku przemyśleć, czy np. ta skała musi być uproszczona, czy jednak może być graficznie w tym konkretnym miejscu ubogacona. Czy w tamtym fragmencie mogę sobie pozwolić na poszarpane krawędzie ściany czy jednak z braku zapasowych paneli powinienem uciąć to prosto i "od siekierki". Czy ten korzeń może mieć więcej zawijasów czy też nie. Wiele paneli używanych w konkretnych teksturach, choć nie planowane były do łączenia z innymi - często przypadkiem pasują do miejsc, do których nie były projektowane. Z takimi "darami nie BIOS" też trzeba trochę pogrzebać i poeksperymentować - ale warto skorzystać z tych darmowych urozmaicaczy tła.
- Detal Dedal.
Aby nie sparzyć się nieprzemyślanymi decyzjami jak Ikar - zanim sięgniemy po ośmiobitowe słoneczko wymarzonej gierki zatrzymajmy sie na chwilę refleksji, aby nasze piórka, lepiej od legendarnego pierwowzoru, trzymały sie "twórczych skrzydełek". Bazą do pracy nad grafiką na Komcia jest dla mnie dokument 320 px x 200 px. Rysując na nim nalezy pamiętać, że komciowe pixle w trybie Multicolor są prostokątne, natomiast w trybie Hires są one kwadratowe. Ponadto w Hires trzeba pamiętać o graniczeniu używanych kolorów w kwadracie 8x8 pixli do jedynie dwóch barw. Korzystając z Photoshopa przy pracy nad grafiką do C64 zyskujemy przyspieszenia pracy oraz ogromne ułatwienia jakie daje ten program, jak maski, warstwy, selekcje itp. Minusem pracy w trybie reżimu grafiki Commodore 64 jest natomiast konieczność narzucenia sobie dyscypliny w zakresie kształtu i położenia pixli, zwłaszcza w MULTI oraz ilości używanych kolorów w pojedynczym "kafelku". Trzeba zwracać uwagę, żeby pixle były prostokątne i we właściwych sektorach, czyli nie wolno narysować np. pixla rozkraczonego pomiędzy dwoma obszarami 4x8 pixli w MULTI. Pixle mogą dokonać takiego cudu jedynie gdy są zaszyte w sprajcie - wówczas są w stanie "płynąć" pixel po pixlu niezależnie od matrycy na której rysujemy.
- Dobitnie zdobi tnie.
Rysując grafikę korzystam z ołówka ustawionego na wielkość 1 pixel (ołówek ma zawsze wyłączony antialiasing). W ogóle dobrze jest wyrobić w sobie nawyk NIEKORZYSTANIA w ogóle z antyaliasingu podczas pracy nad grafiką nie tylko do Komcia, ale w ogóle do starych 8-mio i nawet 16-to bitowych komputerów. Photoshop pozwala bardzo szybko i łatwo prototypować i projektować kafle tekstur. Można szybko te panele mnożyć, modyfikować, przykrawać - a potem łączyć w grupy warstw, dodawać im potrzebne maski i testować jak się prezentują w grze. Mając np. większą połać zgrupowanych warstw często robię szybko kopię roboczą takiego zestawu i łączę całość w jedną warstwę (na kopii zestawu!). Kiedy mam już większy obszar pokryty danym projektem kafelka - wtedy używając różdżki (bez antyaliasingu i z tolerancją ustawioną na ZERO!) wybieram każdy kolor tej połaci i robię z niego osobną warstwę, dla porządku organizując ten eksperymentalny zasób warstw w jeden folder warstw. Kiedy każdy kolor obszaru pokrytego nowym prototypem kafla jest na osobnej warstwie - mogę tym warstwom bez wysiłku nadawać rózne kolory i eksperymentować w ten sposób z róznymi połączeniami barw w danej teksturze.
- Dopóty mędrek wodę leje dopóki sie google nie urwie.
Ile warta jest wiedza człowieka wychodzi wtedy, gdy jego głowa jest jedynym źródłem informacji. Człowiek tak się uzależnił od tego szybkiego i łatwego w użyciu źródła wszelkich danych, że przestał kwestionować jego wiarygodność i automatyzm samodzielnego myślenia zamienił na automatyzm samodzielnego googlania. Dlatego drodzy Commodorowcy zachęcam Was do wrzucania wiedzy o C64, jego historii oraz mitologii, anegdot, wywiadów i ciekawostek z oceanu darmowych pdfów i skanów setek książek i czasopism dostępnych w necie - do Waszych szanownych głów. W związku ze spadającym czytelnictwem na rzecz wzrastającego oglądactwa zachęcam do sięgania po literaturę, nie tylko retrobitową. I nie musi to być nawet książka papierowa. Nie przemujcie się krytykami krzywiącymi się na niecelulozowe formy literatury. Książka jako ebook, txt, doc, pdf, jpg czy audiobook - to nadal książka. Nośnik jest sprawą drugorzędną. Dzisiejsi puryści w końcu sami byliby wyśmiewani w czasach starożytnych, gdy obecna forma książki jako kodeksu (szyte pojedyncze kartki na wspólnym grzbiecie na potrzeby łatwego wyszukiwania paragrafów prawa) byłaby skandaliczną nowinką i dziwadłem. W końcu prawdziwy miłośnik literatury czyta z papirusowych zwojów lub glinianych tabliczek! Sam czytam namiętnie bo jedynie mój mózg i moje gry planszowe przetrwają wyciągnięcie wtyczki. A zaklęcie do tego Sezamu brzmi...https://archive.org/
- Orban legends jako kamień węgierny.
Miłość do książek to rodzaj "patriotyzmu wobec własnej duszy". Wbrew pozorom to nie OBRAZ, lecz INFORMACJA jest pierwszym mitotwórczym i kulturosiejnym ziarnem z którego wyrasta wszystko inne. Na początku było wszak SŁOWO, a nie obraz. Zanim powstanie lampart musi być instrukcja jego powstania. Co skłoniło mnie do agitacyjnej dygresji zachwalającej czytelnictwo? Słowo pisane daje impuls do analizy, myślenia i wizualizowania sobie czytanej treści - w przeciwieństwie do obrazu, który z zasady jest (nie zawsze w złym sensie) zawężeniem odbioru idei, gdyż manipuluje odbiorcą i narzuca interpretację. Trochę czasu zajęło mi w życiu zrozumienie, że "jedno słowo warte jest tysiąca obrazów". Mam niestety wśród swoich znajomych wiele osób, które ostatnią książkę przeczytało..... na studiach. Obecnie zaś ograniczają się do czytania list dialogowych na filmach, gazetek z BIEDONKI, ofert na Allegro i instrukcji nowego sprzętu. Ta degeneracja doszła nawet do takiego groteskowego poziomu, że pewien redaktor naczelny pisma w którym pracowałem ukuł powiedzenie, którym kneblował wypowiedzi redaktorów piszących materiały: "Jak wziąłeś to z głowy to wziąłeś to z niczego". Zatracił równowagę pomiędzy czerpaniem z zasobów wiedzy tych doświadczonych ludzi a konieczną w zawodzie dziennikarza kwerendą. Jednak pisanie fachowych tekstów nie może składać się wyłącznie ze sprawdzania poprawności KAŻDEGO zdania z googlem. Kto nie jest pewien żadnego ze swoich słów ten nie różni się od bota prasowego.
- Litery tura.
Zatem żyjąc w nowej turze dziejów świata, w której na wyciągnięcie myszki dostępne są prawie wszystkie książki, wiele z nich kiedyś niemożliwych do zdobycia, w dodatku większość za darmo - pamiętajmy, że nic nie zastąpi filmów, które wyświetla sobie nasz ślepy i zamknięty w puszce pozbawionej dostępu światła mózg, gdy przekuwa opowieści z kart książki na multimedialną produkcję w naszych umysłach. W temacie zaś naszego wspólnego afektu do Commodore64 nic nie usprawiedliwia unikania drążenia jego wspaniałych możliwości, skoro do przemienienia się z lamera w ośmiobitowego eksperta wystarczy wyklikać "https://archive.org/" a następnie wpisać słowo kluczowe "C64 books"...i czytać. Kilka lat.
GED
Dodaj komentarz