

Jak śpiewała niezapomniana blondynka „nie ma ilości bez spadku jakości”. Podobnie jest w grach na Komcia. Ale jak przystało na solidną ośmiobitową schizofrenię - dzisiaj jednocześnie można mieć cookie oraz zjeść cookie. Tylko pieczeniem ciasteczek musi sie dobry koder zająć.
O wartości rzeczy decyduje ich niezbędność oraz dostępność. W czasach, kiedy krótkie przerwy w graniu spędzałem w szkole.... ee..znaczy odwrotnie - kiedy każdą przerwę w nauce spędzałem w salonach gier (na tzw. "fliperach") taką właśnie superwartością był czas spędzony z grą.
Pradawne komputery nie miały szerokiego grona użytkowników z powodu wielkich gabarytów i jeszcze większych cen. Nowe komputery mają z kolei miliony użytkowników, ale posiadają tyle duszy co kasa fiskalna. To właśnie komputery z naszej, retrotetryków młodości, były i są otoczone kultem, uwielbieniem, miłością i nadal są rozpieszczane nowym sofcikiem (a cio dzisiaj mój Komusiek chciałby do RAmiku dośtać? Na cio ma MOSIEK dziś ochotę? Demcio Siamara ci świeziutką giercunię?).
Oddawanie strzału to nie to samo co spryskiwanie wodą paprotki. Naprawdę nie ma konieczności, aby kierunek oddawania strzału był zgodny z kierunkiem w którym zwrócona jest konewka. Najgorszą cechą strzelanki, która już niejeden dobry program zrujnowała, to sprzęgnięcie kierunku strzelania z kierunkiem poruszania się. Czasem to działa ("Commando", "Mercs"), ale z reguły, ostrzeliwanie kogoś przez wpadanie na niego to idiotyczny pomysł. Dlatego pozytywnym szokiem dla mnie były takie gry jak "Gryzor" i inne, na które się później natknąłem, mające mechanikę kierunku naparzania niezależnego od kierunku ruchu ("Robotron", "TankIII". "Draco". "SideArms" itp).